ponownie jesteśmy w Doha, co znaczy, że nieodwołalnie wracamy do domu. To wielkie, brzydkie i bezduszne lotnisko, na którym spędzimy ok 3 godzin. Zmęczeni i bez humoru - wracamy do domu. Głównym problemem, jaki tu mamy, to ciągłe kolejki w męskich toaletach. Są bardzo czyste, w każdej z nich stoi pracownik w maseczce higienicznej, i co kilka "użyć" sprząta. Niby ok, ale wydłuża to czas oczekiwania, a przetarcie wielorazowym mopem lub ściągaczką nie daje poczucia czystości. Poza tym ok. To chyba ostatni wpis. Ze sporym opóźnieniem, i raczej z obowiązku kronikarskiego.
W styczniu może Marakkesz.