Geoblog.pl    ginger    Podróże    Wietnam - Laos - Wietnam 2013    Da Lat - wietrzne miasto
Zwiń mapę
2013
15
sie

Da Lat - wietrzne miasto

 
Wietnam
Wietnam, Ðà Lạt
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 11525 km
 
Po męczącej podróży, około 5 rano opuściliśmy nasz niezwykle ekskluzywny autobus w Nha Trang. Na szczęście siedziba agencji znajdowała się tuż przy kawiarni, więc mieliśmy gdzie poczekać i skorzystać z toalety – autobus, a właściwie busik do Da Lat wyruszał koło 8 rano.
Kilka słów o kolejnym etapie podróży – bus miał 16 miejsc siedzących, a zmieściło się 21 podróżnych. Da Lat położone jest w górach, ponad 1400 metrów nad poziomem morza, więc droga, jak można się domyślić była kręta jak serpentyny w Bieszczadach. A nasz bus nie odpalał i ruszaliśmy na pych a właściwie zjazd w dół drogi:)
Do Da Lat dojechaliśmy po około 3 godzinach podróży. Weje i wiać będzie przez cały czas. Jest zimno. Na tyle, że po raz pierwszy w Wietnamie wyciągnęliśmy z plecaków bluzy. Temperatura spadła poniżej 20 stopni – w Nha Trang o 8 rano było ponad 30. Dzięki uprzejmej pomocy easy riderów dotarliśmy do naszego hotelu, zostawiliśmy bagaże i ruszyliśmy na miasto. Dalaccy easy riderzy to motocykliści, którzy proponują nie tylko podwózki na terenie miasta ale także wycieczki cało i kilkudniowe po okolicy. Można ich także wynająć do podróżowania z miejsca na miejsce, jest to podobno najlepszy sposób na zobaczenie prawdziwego Wietnamu. My nie skorzystaliśmy, przede wszystkim z powodu niechęci jazdy na motocyklu i zwyczaju włóczenia się po mieście.
Pierwsze wrażenie z miasta było mało zachęcające. Ludzie wydawali się raczej niezbyt przyjaźnie nastawieni i niechętni, samo miasto brzydkie i całkowicie obce. Na szczęście kolejne dni zmieniły całkowicie mój obraz Da Latu i mieszkających tu ludzi i bardzo chętnie tutaj wrócę.
Da Lat nazywany jest wietnamskim Paryżem i jest mekką wietnamskich młodych par. W pobliżu znajduje się Dolina Miłości i niezwykle romantyczne wodospady, które są doskonałym tłem do ślubnych sesji. Nie dotarliśmy tam niestety.
Szczególnie podobała mi się francuska część miasta, ze starymi domami jakby żywcem przeniesionymi z południowej Francji. W tej okolicy znajduje się również letni pałac cesarza Bao Dai, duża modernistyczna willa z lat 30 ubiegłego wieku położona w sosnowym lesie. Cesarz z rodziną miał zwyczaj spędzać tu wakacje. W Da Lat jest także mini replika wieży Eiffla, która zresztą stała się punktem orientacyjnym wszystkich naszych wędrówek, nie mogliśmy dojść do ładu z mapą.
Da Lat to też, jak piszą przewodniki, stolica wietnamskiego kiczu. Mogliśmy to zaobserwować odwiedzając Flower Garden – coś w rodzaju ogrodu botanicznego połączonego ze sklepem ogrodniczym. Tam wśród roślin kryją się plastikowe zwierzęta, jest megachoinka zrobiona z butelek po dalackim winie, które swoją drogą było ohydne. Za to kawa i herbata przepyszne. Kolejną atrakcją jest Hang Nga Crazy House, dom zaprojektowany przez architektkę Dan Viet Nga, córkę premiera Wietnamu Truong Chinha, wyraźnie zafascynowaną Gaudim. Budowa tego obiektu zaczęła się w 1990 roku i trwa do dzisiaj. To dom, którego początek zaczyna się w gigantycznym pniu drzewa. Znajdują się tam apartamenty, których nazwy i wystrój nawiązuje do konkretnej rośliny lub zwierzęcia. Można w nich spać:) Jest też apartament poświęcony rodzicom architektki – tam spać nie można. Po Hang Nga chodzi się jak po labiryncie, można się zgubić w gęstwinie przejść i galeryjek. Budowa dalszej części domu jest w toku, aż strach pomyśleć czym to się skończy
3 dni w Da Lat spędziliśmy tak jak to robimy w czasie weekendowych wypadów w Europie – włócząc się cały dzień po mieście. A że to górskie miasto, czasem było ciężko, mimo że pogoda i temperatura były idealne. Było naprawdę dobrze, także dzięki bardzo miłym i pomocnym właścicielom Hai Long Vuong Hotel, w którym mieszkaliśmy. Jak bumerang wracaliśmy też do 13th Bar – niesamowicie przyjaznego miejsca, położonego blisko dalackiego rynku, prowadzonego przez bardzo sympatyczną wietnamsko – europejską parę. Ogródek wśród roślin, a w tle Bob Dylan, Bill Callahan i Tom Waits. Czego trzeba jeszcze? The answer, my friend, is blowing in the wind. A wiatr w Da Lat wieje ciągle.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (66)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 40 wpisów40 3 komentarze3 389 zdjęć389 0 plików multimedialnych0