Geoblog.pl    ginger    Podróże    MarokaÅ„ski chillaut, czyli kilka chwil w Marakeszu i okolicach    Essaouira - atlantycki port
Zwiń mapę
2014
27
sty

Essaouira - atlantycki port

 
Maroko
Maroko, Essaouira
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 3463 km
 
27.01.2014
Wyjazd z Marakeszu do Essaouiry mamy o 10.30. Wstajemy. Ja mocno nie wyspany. Ok 23.30 zjechało się dość głośne towarzystwo naszych rodaków, do pokoi 8,9,10. Może to czytają – rodacy, gratuluję wam kultury osobistej. Pozostałych mieszkańców nie interesują wasze plany na wieczór, doświadczenia z dnia poprzedniego artykułowane tubalnym głosem chłopaków, czy perlisty śmiech wesolutkich trzpiotek.
Nie mniej jednak wstajemy, kąpiel (chociaż na urlopach staram się robić to jak najrzadziej mogę).
Taxi z placu na dworzec 40 dh.
Jedziemy dwie i pół godziny przyjemnym autobusem linii Soupra Tour. Na miejscu tradycyjnie dajemy się zwerbować naganiaczowi. Ustalamy cenę – max 150 dh, za pokój. Tym razem z łazienką. Prowadzi nas do kilku miejsc, ale albo nam coś nie pasuje albo nie ma wolnych pokoi dla 3 osób.
Zostajemy w skromnym i, może trochę, trochę obskurnym riadzie w medinie, mieszkanku dwupokojowym z niewielką kuchnią i łazienką. Jak właściciel dowiaduje się, ze chodzi o 2 noce, a nie jak błędnie zrozumiał naganiacz o 3, podwyższa cenę do 170 dh. Trudno, bierzemy.
Miasto wydaje się fajne. Portowe, klimatyczne, wietrzne. Bardzo nam się podoba. Jest naprawdę luz. Bez pośpiechu idziemy do portu sprawdzić słynne lokalne owoce morza. Dobre, chociaż trochę zbyt drogie i zbyt mało przeprawione. Ale, w sumie jest ok.
Po południu wychodzimy jeszcze na kawę i połazić po mieście. Znajdujemy świetną ulicę – targ. Wygląda na to, że turyści zaglądają tu nieco rzadziej, niż w inne miejsca miasta. Stragany z oliwkami, kiszonymi cytrynami, rzeźnicy i suszące się na sznurach flaki. To klimat, który lubię najbardziej. Kupujemy surowy bób w strąkach, oliwki na wagę, miętową herbatę, dwa prawdziwe pomidory, serek i bagietki i idziemy do pokoju na ucztę.
Mimo opinii podobieństwa do Sopotu (którego w obecnym wydaniu niestety nie znoszę), spędu turystów, bazarowego syfu, to jest naprawdę fajne miasto. Całkowicie zaspokaja moje potrzeby relaksu, w formie jaką lubię najbardziej. Morze, pyszne jedzenie, wąskie uliczki. Jedyna rzecz, która trochę mi przeszkadza, to duża liczba zgrzanych jegomościów, ze śliną w kącikach ust, tępym spojrzeniem, na przygiętych nogach. Tak. Tego niestety nie lubię. Ale nie jest to problem na tyle istotny, żeby przeszkodził nam w chłonięciu atmosfery tego fajnego portu.
W takich sytuacja widać niestety, co zostało z kultu Jimiego i Boba, co zostawiły dzieci kwiaty i artyści szukający lekarstwa na wielkomiejski, europejski spleen. Teraz Essouira jest miejscem turystyki nie tylko surfingowej, czy zwyczajnej – globtroterskiej, ale też miejscem taniego dostępu do haszu czy trawy. Ale artyści wracają do swoich pracowni czy studio w adoptowanych loftach Hamburga, Londynu, Lionu czy innych wielkich miast nowoczesnej Europy, a zaćpani lokalesi muszą sobie z tym poradzić. Nie wiem dlaczego, ale zawsze przykro mi jakoś z tego powodu.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 40 wpisów40 3 komentarze3 389 zdjęć389 0 plików multimedialnych0