Tagbilaran – Bohol
Z lotniska jedziemy trycyklem do miasta. Stawka 50 pesos. Kierowca jeździ z nami dość długo, szukając hotelu. Wybraliśmy, zupełnie irracjonalnie dość drogi (1250 pesos) ale czysty, miły z barem i basenem. W pokoju, po kąpieli, padamy na cyce, i budzimy się dopiero koło 17.00
Idziemy się przejść po mieście. Właściwie nie ma tu nic ciekawego, ale i tak klimat Azji mi wystarcza. W barze Abis wybieram opcję jesz ile chcesz. W zestawie mamy pyszną pieczoną wieprzowinę, krewetki, ostrygi na parze, potrawę, która jest czyś między sashimi a ceviche, ryż, owoce, zupa rybna, ice tea. Jest tez wyjątkowo dziwny i niezbyt mi smakujący sos, zrobiony chyba na bazie krwi, z sosem rybnym. Do tego zimny San Miquel.
Po pierwszej nocy budzę się ok. 4.30. oglądam jakiś film, ok 5.30 wychodzę połazić. Zaczyna świtać, pogoda jest piękna, a miasto dopiero się budzi. Wszystko jest jeszcze pozamykane. Szukam kawy i jakiejś bułki,ale nic z tego. Około 6.30 odwiedzam hotelowy bar. Kawa, zimne piwo i basen. Poranek mistrzów.
We wtorek rano Natalia wysyła mnie do sklepu po selfiesticka i kartę telefoniczną. Sklep jest niesamowity (jestem w nim drugi raz). Przy każdej z kilkunastu – dziesięciu kas stoi ok 3-4 osób, którzy poza kasjerem, pakują zakupy, pomagają, nie robią nic, nie ważne, ważne, że każdy ma pracę. Do toreb na ich zewnętrznej części przyklejają taśmą paragon, żeby ochroniarze (których też jest masa) widzieli, że zapłaciłeś. Przed wejściem do domu towarowego ochrona sprawdza pakunki. Jak sądzę, żeby uniknąć nieporozumień, nie grzebie w nich dłonią, tylko pałeczka przypominającą perkusyjną. Wszystko jest naprawdę dobrze zorganizowane.
Wieczorem jedziemy tricyklem do portu. Zatrzymujemy się w małej knajpie, gdzie jemy kalmara, krewetki i jakąś rybę. Jedzenie jest mało przyprawione, ale dobre.
Co rzuca się w oczy na Filipinach, to wyjątkowo przyjaźni i otwarci ludzie. Na prawdę, ludzie są tutaj wyjątkowi. Porównując do Wietnamu, jest czyściej, przyjaźniej, drożej i dużo gorsze jedzenie. Ale ludzi, klimat i atmosfera – wyjątkowe.
I jeszcze trochę o kuchni. Mało herbaty. Kawa tylko instant, właściwie jeszcze nigdzie nie znalazłem innej. Ale najgorsze są soki podawane do posiłków, one też są instant.
No ale jest rum i brandy za ok 6-9 zł za butelkę. I to pozwala przymknąć oko na niedoskonałości kuchni. Natomiast wieprzowina w sosie jest pyszna. Skórki wieprzowe też.