Dzisiaj, tzn. 10 lutego zabrał nas z Baclayan port Pan Weng Weng. Płynęliśmy około 30 min. Naczytałem się opowieści młodzieży na stronie nafilipinach.com o dziewiczej wyspie, gdzie są 3 bungalowy i osada rybacka. Znalazłem pana Wenga. Na miejscu okazało się, że to pełne domków do wynajęcia miejsce. Pełne, tzn. że jest ich tutaj kilkanaście, może kilkadziesiąt. I mimo, ze inaczej sobie to wyobrażałem, miejsce jest przepiękne i spokojne. Jest na prawdę cudownie. Pan Weng Weng kasuje za 2 osoby w domku 1500 pesos, w tym są 3 posiłki dziennie. Zdziwieniem był płatny transport z Bohol, i to dość drogo – 1000 pesos w jedna stronę. Ale zarówno Pan Weng jak i cała rodzina są bardzo fajni. Morze niebieskie jak oczy Tereski. To jedno z najfajniejszych miejsc, w jakich byłem. Na razie wpisuje się na moją listę – dokądspieprzaćz syfucodziennosci – i to na jedno z pierwszych miejsc. Chciałbym spędzić tu 4-5 dni nie robiąc nic.
Obeszliśmy wyspę dookoła. W wiosce rybackiej przed sklepem balanga lokalesów. Rum, ukulele, podśpiewajki. Nie ma netu, prąd od 16 do 24. Kibel spłukujemy wodą morską, do mycia jest słodka. Nie mogę się nadziwić, że ludziom chce się jechać przez cały świat, żeby w takich warunkach siedzieć, płacić za to i jeszcze się z tego cieszyć.
Zaczyna się pojawiać sporo owadów. Nurkowanie jest obłędne. I teraz zaczynam rozumieć, po co siedzą tutaj po kilka, kilkanaście dni a czasem i dłużej. Mimo, że jedzenie jest dość paskudne (z wyjątkiem kilku pojedynczych potraw) i wszystko jest dość drogie jak na tutejsze warunki, ale to co daje tutaj przyroda jest nieopisywalne. Czułem się jak w filmie do którego czyta Krystyna Czubówna. Błazenki pływają w zasięgu ręki, rozgwiazdy, koralowce różnej barwy. Obłędny widok, mimo, że naszym jedynym sprzętem jest maska z rurką. Niesamowite obrazki, piękna pogoda, morze jak z pocztówek.
W masie Polaków przebywających na wyspie, zakolegowaliśmy się z kilkoma z nich. I okazali się naprawdę fajnymi ludźmi. Innych na szczęście nie zauważamy, gdyż chałupki pana Wenga są na końcu plaży, przed małymi klifami. Poza Polakami spotkaliśmy też przesympatycznych Martina z Hemą (Argentyna / Hiszpania) i Julie i Julię - dwie Niemki, również bardzo ok.
Niestety po 4 nocach z przykrością wyjeżdżamy, żeby dotrzeć do wyspy Siquijor.
Jedna z zaprzyjaźnionych koleżanek, stwierdza, że zabierze się z nami. O 16 wypływamy z Wengiem do Tagbilaran.