Geoblog.pl    ginger    Podróże    Sztokholm - Pekin - Filipiny - Barcelona - TETRYK POWER w podróży rozwodowej    Wyspa marzeń
Zwiń mapę
2016
13
lut

Wyspa marzeń

 
Filipiny
Filipiny, Siquijor Island
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 10814 km
 
Tagbilaran
Wracamy do stolicy Boholu. Szybki przejazd prawie jeepnejem do centrum, stamtąd tricycek do portu. Tutaj będziemy wsiadać na prom.

Siquijor

po nierównej walce o bilety na prom, mamy 3 w wersji bardzo ekonomicznej – 215 pes za osobę.
Zaraz po wejściu na pokład okazuje się, że mogliśmy dopłacić po 5 zł za miejsca leżące. W sumie krótka podróż, do Lareny 3 godziny, ale na przymałym, trzyosobowym zydelku trochę się dłużyła.
Na szczęście była i kantyna, a w niej zimny San Miquel.
O 23.00 wysiadamy w Larenie. Wybieramy opcję wyjazdu od razu do San Juan. Po walkach z kierowcami tricycków nie udaje się nam znaleźć niższej ceny niż 100 pes za osobę. Kierowca wariat, wiezie naszą trójkę do JJ Beckpackers – zaproponowanego nam przez spotkanych na Pamilacan Kasię i Maćka. Po przyjeździe okazuje się, że nie ma miejsc. Zza ściany ryczy muzyka i trochę się cieszę, ze tych miejsc nie ma. Dziewczyny jednak idą pogadać panią, która przemykała właśnie do baru. Po dłuższej rozmowie, dostajemy miejsce na bagaże za barem, miejsce do spania na ławkach w wiacie barowej przy plaży, i zaproszenie na imprezę obok. Pokój od jutra, od 13.00.
Nieco przeraza mnie jazgot dźwięków, mocno nawalona młodzież i my w tym wszystkim. Szybko jednak okazuje się, że to tylko incydentalna historia, ponieważ właścicielka JJB ma urodziny.
Po krótkim i nieudanym rekonesansie idziemy spać pod naszą wiatę. Za chwilę pojawia się pierwszy nietrzeźwy, chcący udowodnić swoje prawo do gąbek na których śpimy. Dajemy mu jeden mały kawałek i idziemy spać. Po jakimś czasie pojawia się półprzytomna dziewuszka, która bez słów wyciąga kolejny kawałek gąbki, chyba spod nóg Nastii.
Po obudzeniu się jednak odkrywamy jak fajne jest to miejsce. Piękna plaża, niedaleko fajna wioska rybacka, dobre jedzenie i przyzwoite ceny. Wygląda na to, że wróciliśmy do Azji. Trochę innej niż nasza ulubiona, ale jednak Azji.
Szwendamy się cały dzień po wsi (z przerwą na Natalii migrenkę), jem dobrą wieprzowinę, znajdujemy świetne szejki.
Wieczorem idziemy na owoce morza, których jednak dzisiaj nie ma zbyt wiele, ale kurczak jest b. dobry.
Wracając zachodzimy do lokalnego baru za bilardem, tarasem i telewizorem z meczem, który oglądają mieszkający tu Europejczycy. Dostajemy pyszne szejki z mango (ja z dwoma szotami rumu) Natalia czyste mango, Nastia czysty ananas.
Jutro skutery. Zostaniemy tu co najmniej 3 noce. Potem chyba powrót na Bohol. Z Apo Island nic nie wyjdzie, ale to dobrze, będzie powód, żeby przejazdem kiedyś tu wrócić.

San Juan, dzień drugi 15.02
po małym śniadaniu i kawie, bierzemy skuter i jedziemy przez wyspę. Najpierw do miasta, potem wzdłuż wybrzeża. Szukamy wodospadów. Po drodze znajdujemy tzw. tysiącletnie drzewo, a pod nim sadzawkę z rybkami skubiącymi nogi. Gdyby nie to, że wiedzieliśmy o jej istnieniu, nigdy byśmy jej nie znaleźli. Jest w ogóle nie oznaczona, znajduje się pod wielkim drzewem, i podobnie jak w przypadku Maćka, który nam o niej opowiadał, zatrzymaliśmy się raczej w celu sprawdzenia, czy jest coś do jedzenia w stojącym tam straganie. Ludzi sporo, płacimy 10 pesos i dajemy się oskubać rybkom. I rybom.
Jedziemy dalej i oczywiście mylimy drogę, co prowadzi nas w środek wyspy, w całkowite odludzie, bez dróg i życia. Lądujemy na górze, z której zjazd możliwy jest tylko czymś w rodzaju kamienistej rynny. Dobrze, że nie pada deszcz, bo byśmy zostali tu na dłużej. Jak jechaliśmy w tę stronę, ludzie pytali nas po co tam jedziemy, usłyszeliśmy też zdziwiony głos jakiejś kobiety której domek mijaliśmy, wzdychający na nasz widok słowami „oh my God”.
Ale w końcu dojeżdżamy do drogi. Wyspa jest przepiękna. Wracamy zmęczeni, z bolącymi tyłkami, ale przejażdżka super. Po drodze Natalia odwiedziła butterfly sanctuary – przydomową hodowlę motyli. Wieczorem idziemy do luksusowego Baha Bar prowadzonego przez Polaka. Jedzenie drogie ale pyszne. Po kilku piwach wracamy spać. Robimy mało zdjęć, wiedząc, że jeżeli nie ma się talentu, nie można oddać nawet dziesiątej części urody tego miejsca.
Jutro jeszcze raz skuter.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (12)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
zwiedzili 5.5% świata (11 państw)
Zasoby: 40 wpisów40 3 komentarze3 389 zdjęć389 0 plików multimedialnych0